Trzeciego dnia dotarliśmy do Ghorepani – 2880 m.n.p.m tak naprawdę celem było Poon Hill 3200 m.n.p.m. – punkt widokowy znajdujący się na szczycie góry. Bardzo wcześnie, jeszcze nocą wyszliśmy na szlak aby znaleźć się na szczycie gdy słońce będzie wchodzić. O ile pierwsze dwa dni zniosłem całkiem dobrze to nocne wejście było ciężkie. Traciłem oddech i musiałem często przystawać ale w końcu i to na czas, dotarłem na Poon Hill. Bardzo wielu turystów wokół bo Poon Hill to niezwykle popularny trekking aby zobaczyć wschód słońca i panoramę masywów Annapurny Południe 7219 m n.p.m. Annapurny 8091 m n.p.m Machapuchare 6993 m n.p.m i Dhaulagiri 8167 m n.p.m. Około 5:30 promienie słońca zaczęły najpierw oświetlać góry masywu Dhaulagiri, świecąc jakby „z za pleców” Machapuchare i Annapurny. Dhaulagiri, co w sanskrycie oznacza „Biała Góra”, zdawał się być co raz większy gdy promienie słońca oświetlały go coraz wyraźniej. Gdy poranna poświata spowija górskie szczyty, trudno odróżnić „gdzie góry a gdzie chmury”. Promienie słońca, niczym malarz cienkim pędzlem, podkreślały krawędzie stromych zboczy Dhaulagiri. Słoneczna tarcza nie była jeszcze widoczna ale czuło się że, słońce rośnie. Krawędzie Machapuchare zdawały się płonąć gdy śnieżny pył, zwiewny ze zboczy, mienił się w promieniach słońca. Słońca było coraz więcej aż w końcu zdało się słyszeć szmer westchnienia wśród zgromadzonych, gdy tarcza słoneczna wychyliła się zza Machapuchare.
Archiwum kategorii: Nepal 2019
Treking – pierwszy dzień
O siódmej rano opuszczaliśmy Hotel Karuna w Pokharze. W plecakach i trekkingowej torbie tylko najpotrzebniejsze rzeczy. To co zbędne wylądowało w worku który zostawialiśmy w hotelu. Mieliśmy do niego wrócić po trekkingu. Przy wykwaterowaniu recepcjonista spytał mnie uprzejmie, czy mamy jakieś życzenia co do usytuowania pokoju który dostaniemy gdy wrócimy po trekkingu. Pamiętając że, po tym jak dotarliśmy wczoraj do hotelu, Ola krążyła po korytarzach i weszła nawet na dach w poszukiwaniu widoku na Annapurnę, wysłałem ją do recepcji by wybrała pokój na powrót.. Masyw Annapurny na który składają się…. Annapurna I, Annapurna II, Annapurna III, Annapurna IV, Annapurna Południe i inne niższe szczyty otacza Pokharę od północy. Przy dobrej widoczności, widok jest przepiękny. Ola była bardzo konkretna jeśli chodzi o wybór pokoju.
- Piąte piętro z widokiem na Annapurnę – usłyszałem jak zdecydowanym głosem zwraca się do recepcjonisty.
- Przykro mi – odparł recepcjonista – Ale hotel ma tylko cztery piętra – dodał.
Soraj – nasz porter i guide był punktualny co okazało się później regułą. Poznaliśmy go jeszcze przedwczoraj w Kathmandu. Na pierwszy rzut oka trudno było uwierzyć że, taki młody drobny chłopak może nosić 25kg przez nawet dwa tygodnie. Trekkingowa torba którą oddawaliśmy jemu nie ważyła tyle… Moooże około 15 kg. Nasze plecaki mogły ważyć dzięki temu między 5-8 kg. Wyjazd do Nepalu i pomysł trekkingu były spontaniczne. Jeszcze dwa tygodnie wcześniej do głowy mi nie przyszło że, teraz będę stać u stóp Himalajów. Z kondycją byłem na bakier. Nie trenowałem ostatnio, nie czułem się przygotowany do wysiłku który nas czekał. Ola w tej sytuacji była na drugim biegunie. Od kilku lat biega, ćwiczy codziennie. Zaliczała maratony i nie tylko. Niedawno ukończyła „Bieg Rzeźnika” 84 km w górach a teraz szykuje się do…. Ja niby też mam się czym pochwalić bo zaliczyłem „Harpagana” czyli ekstremalny bieg na orientację – 100km/24h ale..to było 15 lat temu. Dlatego z mojej perspektywy, pomysł aby wynająć portera wydawał się bardzo dobrym pomysłem.
Po dwugodzinnej jeździe taksówką znaleźliśmy się w Nayapul. Tu zaczynał się nasz trekking. Ruszyliśmy przez wieś, idąc pomiędzy domami i sklepami z turystycznym wyposażeniem. Jest słoneczny poranek. Wioska tętni porannym życiem…. Ktoś myje zęby… Ktoś rąbie drewno… Matka ubiera córkę w mundurek szkolny… Mijamy dzieci idące do szkoły…. Staruszka doi kozę … Przystaję aby sfotografować małe, białe kózki za płotem….
Pierwszy postój mamy przy punkcie kontrolnym. Trekking wymaga oficjalnego pozwolenia i stosownej opłaty. Soraj okazuje nasze „permity” i możemy iść dalej. Droga niezbyt stromo pnie się w górę. Czasami mijają nas samochody czy motocykle. Mijamy ludzi… Starą kobietę niosącą tobół trawy… Mijamy wędrowców takich jak my, wracających z trekkingu. Droga staje się ścieżką a gdy przechodzimy przez wioski staje się …chodnikiem. Gdy idziemy przez wioski, ścieżka wyłożona jest kamiennymi płytami. Zaczęły się też schody. Dosłownie i w przenośni. Ścieżka jest coraz bardziej stroma stąd coraz więcej odcinków z kamiennymi schodami po których trudniej się idzie niż po gruntowej ścieżce. Im stopnie wyższe tym trudniej się chodzi bo więcej kosztuje to wysiłku. Lata temu już miałem już okazję zakosztować trekkingu w Himalajach i pamiętam dobre rady jednego z nepalskich tragarzy który „uczył manie chodzić”. Trzeba iść powoli, nie śpieszyć się, ostrożnie stawiać małe kroki. Jeśli podnosić nogę to jak najniżej tak by cały ciężar ciała obciążał ją jak najkrócej. Piękne widoki wokół nas ale spora część wędrówki to patrzenie pod nogi. Szczególnie na stromych podejściach, tak gdzie kamienne schody są nierówne, trzeba iść ostrożnie…. Ostrożnie stawiać stopy tam gdzie bezpiecznie i wygodnie. Ale w końcu dociera się do miejsca gdzie już można podnieść wzrok i …zachwycić się tym co wokół nas. Nagie, ośnieżone szczyty najwyższych partii Himalajów nie zawsze są w zasięgu wzroku ale gdy są… zwalają z nóg. Człowiek czuje się taki mały i taki… pokorny spoglądając w górę.
Idziemy z małymi postojami które wyznacza Soraj. Czasami zatrzymujemy się na dłużej aby wypić herbatę. Jesteśmy pomiędzy 1000 a 2000 m.n.p.m. i mijamy wiele wsi gdzie można odpocząć, zanocować , kupić coś do zjedzenia czy picia.
Idziemy cały czas pod górę. Nayapul z którego wyszliśmy o 9-tej rano znajduje się na wysokości 1045 m.n.p.m. Około 14-tej zbliżamy się do Ulleri gdzie mamy zanocować i wtedy zaczyna padać. Jesteśmy na to przygotowani. My w pelerynach i pod parasolami a Soraj … w wielkim worku foliowym, idziemy dalej. Idzie mi się coraz trudniej. Niby wiem ze już niedaleko. Jeszcze kilkanaście minut i będę u celu ale jest trudniej przez deszcz. Aby wykrzesać z siebie dodatkowe moce zaczynam…. Śpiewać. Nie wiem sad mi się to wzięło. Jeszcze większe zdziwienie budzi repertuar który przychodzi mi do głowy. Najpierw „Rota”… „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród„… Później już bardziej adekwatnie do sytuacji, przewijał się wątek „chodzenia” : „Iść ciągle iść… W stronę słońca…” albo… „Do zakochania jeden krok…jeden jedyny krok. Nic więcej…” Przy „Czterech pancernych..” dotarłem do celu. „Prastuti Guesthouse” tu nocujemy.
Za nami 5.5 godziny marszu i 1000 metrów różnicy wysokości.
Trekking tylko dla orłów?
Trekking w Himalajach? Mógłby ktoś pomyśleć…”Tylko dla orłów”! Nic bardziej mylnego. Zwykli śmiertelnicy też się mogą na to porwać chociaż, nie każdy da radę. Dlaczego? Himalaje to nie tylko najwyższe szczyty świata, wiecznie zasypane śniegiem. To również góry i doliny pełne zieleni, lasów, pól uprawnych i wiosek zamieszkanych przez Nepalczyków żyjących z roli i … z turystyki. Rejon Pokhary to znakomite miejsce na trekking na wysokościach 1000 – 4000 m.n.p.m. na który można się porwać nawet jeśli nie ma się profesjonalnego przygotowania do wysokogórskich wędrówek. Ma się rozumieć że, wcześniejszy trening i doświadczenie w chodzeniu po niższych górach bardzo się przydadzą. Niemniej, bez przygotowania też niejeden spróbował z powodzeniem wędrówki w niższych partiach Himalajów. Gwarancji sukcesu nie ma. Kilka lub nawet kilkanaście godzin dziennie wędrówki himalajskimi szlakami niejednego doprowadziło do szpitala na skutek urazów, wypadków lub choroby wysokościowej. Ale warto próbować. Widoki ośnieżonych, himalajskich szczytów są niezapomniane. Zdjęcia nie oddają tego co zobaczymy na własne oczy. Majestat, wielkość, piękno Himalajów jest trudy do oddania w słowach. Żadna wirtualna wizyta na szczycie, siedząc przed ekranem monitora czy telewizora, nie da tego co da dotarcie do celu w realu, nawet jeśli ten cel znajduje się „tylko” 3000-4000 m wysokości. Wizyta w Nepalu bez trekkingu jest jak wesele bez panny młodej.
Nepal 2019 – Kathmandu po raz trzeci
Jestem w Kathmandu po raz trzeci. Poprzednio byłem tu dziewięć lat temu w drodze do Tybetu najważniejszy był ten pierwszy raz. To już 22 lata mijają od dnia gdy rozklekotanym autobusem „nepali size” (czyli …siedzisz a kolana pod brodą) dotarłem do tego magicznego dla mnie miejsca. Magicznego bo znanego jedynie z prasowych wiadomości o polskich himalaistach którzy to rozpoczynali wędrówki na Dach Świata. W tamtych czasach Kathmandu jawiło mi się jak … nie z tej ziemi. Odległe, orientalne, tajemnicze…
Pierwsza wizyta umocniła mnie w tym przekonaniu, pewnie dlatego że, Kathmandu było częścią mojej ówczesnej, wymarzonej, wyczekanej podróży. Lata lecą a ja wciąż jestem zafascynowany tym miastem i ludźmi wokół. Gdybym napisał że, to piękne miasto – skłamałbym. Małe niskie i zaniedbane domy wokół, wszędzie brud i pełno kurzu. Dziurawe drogi, rozwalone chodniki… Gdy przechodzisz przez wiszący most na rzece Bishnumati to masz wrażenie że, nos za chwilę Ci odpadnie…
Kathmandu doznało wielkich zniszczeń w 2015 . roku na skutek potężnego trzęsienia ziemi w wyniku którego zginęło 23.5 tys. ludzi. Ale nie wszystko można wytłumaczyć trzęsieniem ziemi. Nepal to biedny kraj i Kathmandu po prostu odzwierciedla stan kraju.
Skąd więc cała ta moja fascynacja miastem? Można by powiedzieć że, piękno i urok jest w Kathamndu jeśli odwiedzi się „starówki” czyli rejon Durbar Sq, Pathan, Baghtapur ale to nie do końca wyjaśnia sprawę. Wydaje mi się że, istota uroku i magii Kathamndu leży w ludziach i ich codziennym życiu. Hałas i zgiełk… samochody, motocykle i riksze pędzą przez miasto z warkotem silników i wszechobecnymi klaksonami ale… z ludzi emanuje spokój. Zdają się nie podążać za tym chaosem wokół. Jest w nich jakaś wewnętrzna szlachetność. Magii i uroku dodaje tradycyjny ubiór Kathamandyjczyków. Choć nie wszyscy noszą tradycyjne stroje lub chociaż ich elementy jak tradycyjne nepalskie nakrycia głowy zwane Dhaka Topi są wszechobecne i wpływają na postrzeganie miasta przez takich jak ja, przybyszy z daleka.
Magii dodaje religia. Wędrując przez miasto , na każdym kroku spotykam hinduistycze świątynki, kapliczki… Ludzie noszą na czole czerwony znak ochronny zwany Tilaka, dymią kadzidełka wystawione na ołtarzach…. No i jeszcze… Namaste czyli tradycyjne pozdrowienie wymawiane często wraz z gestem złożonych jak do modlitwy, dłoni.
Wiele małych rzeczy składa się na urok i moją fascynację Kathmandu. Oby ten trzeci raz nie był ostatni.
Przylecieliśmy do Kathmandu rano ale nim dotarliśmy do hotelu i ogarnęli po podróży, zbliżało się już prawie południe. Do załatwienie było kilka spraw… Załatwić trochę formalności… Ostatnie zakupy brakującego wyposażenia…. No i trochę zwiedzania.
Najpierw Stupa Swayambhunath, prawdopodobnie Najważniejsze miejsce dla wyznawców buddyzmu w Nepalu. Na szczycie Wzgórza górującego nad doliną Katmandu znajduje się kompleks religijny na który składa się stupa oraz świątynie i kaplice a także tybetański klasztor i biblioteka. Pdania mówią iż, stupa wyloniła się z wód pierwotnego jezioraz zalweającego Dolinę Kathmandu 2000 lat temu. Jest najstarszym tego rodzaju obiektem w Nepalu. Stupa to monument nawiazujący w swym kształcie do medytującego buddy. „Wszechwidzące oczy Buddy” namalowane są na stupie. Aby dotrzeć do Stupy Swayambhunath trzeba wejść po wielu schodach prowadzących na szczyt wzniesienia. Po drodze uwagę przykuwają sprzedawcy pamiątek i… małpy. Wśród zagranicznych turystów Stupa Swayambhunath nazywana jest „Małpią Świątynią”. Moją uwagę przykuła małpa popijająca Sprita z dużej, litrowe butelki. Poszlo jej całkiem gładko.
Odwiedziliśmy też Durbar Squere z pałacem Królewskim i budowlami tradycyjnej architektury nepalskiej. Niestety, zarówno Pałac Królewski jak i wiele budowli wpisanych na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO bardzo poważnie ucierpiało w czasie trzęsienia ziemi w 2015r.
Udał nam się zobaczyć Kumari Devi – małą dziewczynkę uznawaną za żyjącą boginię, zamieszkującą pałac Kumari Bahal.
Kumari jest wybrana spośród szczególnej kasty Newari. Zwyczajowo ma od czterech lat do momentu dojrzewania i musi spełniać 32 surowe wymagania fizyczne, począwszy od koloru oczu i kształtu zębów, a skończywszy na głosie. Oczywiście jej horoskop musi być odpowiedni. Obecna Kumari, trzyletnia Trishna Shakya, przyjęła rolę we wrześniu 2017 r. Po znalezieniu odpowiednich kandydatek zbiera się je w zaciemnionym pokoju, w którym pojawiają się przerażające dźwięki, podczas gdy mężczyźni tańczą w przerażających maskach i wystawia się 108 makabrycznych głów bawołów. Uważa się, że te wydarzenia nie przerażą wcielenia Durgi, więc młoda dziewczyna, która pozostaje spokojna i zebrana podczas tej próby, jest uważana za nową Kumari. W procesie podobnym do wyboru Dalajlamy, Kumari w teście końcowym wybiera elementy odzieży i dekoracji noszone przez jej poprzednika. Wybrana jako Kumari Devi, młoda dziewczyna przenosi się z rodziną do Kumari Bahal i każdego roku wykonuje tylko pół tuzina ceremonialnych wypraw w świat zewnętrzny, głównie podczas wrześniowego festiwalu Indra Jatra, kiedy podróżuje po mieście na ogromnym rydwanie świątynnym. Rządy Kumari kończą się wraz z pierwszym okresem lub poważną przypadkową utratą krwi. Po osiągnięciu pierwszego znaku dojrzewania powraca do statusu zwykłego śmiertelnika, a poszukiwania Kumari muszą rozpocząć się od nowega. Po przejściu na emeryturę stary Kumari otrzymuje okazały posag, ale dostosowanie do normalnego życia może być trudne. Mówi się, że małżeństwo z byłą Kumari jest pechowe, być może dlatego, że wzięcie sobie byłej bogini może być zbyt dużym wysiłkiem! [za Lonely Planet]