Tekst : Jacek Strojny
List z podróży.
Czy mnie się tu podoba? Podoba to za mało powiedziane. Po kilkuletniej przerwie znowu jestem w Azji Południowo-wschodniej i czuję się tu świetnie. Indonezja jest piękna a ludzie tu mieszkający, życzliwi i prawie zawsze uśmiechnięci. Długa była nasza podróż bowiem 30 września wyjechaliśmy z Polski a w Jakarcie wylądowaliśmy 4 października. Po drodze zwiedzanie Luksemburga, Monachium i Muscatu w Omanie. Szczególnie pobyt w tym arabskim kraju to smutne wspomnienie jeśli porówna się go z podróżowaniem po Indonezji. Oman to bardzo bogaty kraj ale Arabowie prawie się nie uśmiechają w przeciwieństwie do Indonezyjczyków, uśmiechających się zawsze gdy nawiążesz z nimi kontakt wzrokowy. Nie są też nachalni. Jeśli coś chcą Ci sprzedać lub zaproponować jakąś usługę to potrafią być taktowni i nie czujesz się nagabywana.
W Jakarcie nie spędziliśmy wiele czasu. Właściwie to wieczorny spacer w poszukiwaniu nie wiadomo czego – wrażeń, przygody, plenerów fotograficznych…. Na pewno dla Sebastiana to było większe przeżycie niż dla mnie bo on jest po raz pierwszy w takie podróży i tak daleko od domu. Dla mnie to trzecia wizyta w Indonezji i mam nadzieję że nie ostatnia. Jakarta jest wielka – to jedno największych miast świata i to się widzi i czuje. Gdzie się nie obrócisz – ludzie, samochody, autobusy, motocykle… Hałas , gwar , klaksony… Poszliśmy w stronę morza ale nadbrzeżny park rozczarował. Pusto, ponuro i brudno. Jakarta nie jest uosobieniem tropikalnego raju z pięknymi plażami i palmami. Do tego raju mieliśmy dotrzeć dwa dni później. Ciekawie było na bazarze przed hotelem w którym się zatrzymaliśmy na jedną noc. Takie „hasie, szkło i bele co..” w wydaniu azjatyckim a ciekawie było ze względu na jedzenie. Ja się skusiłem na pierożki gotowane na parze w wiklinowych koszykach. Sebastian jeszcze się nie odważyła ale później głód go przycisnął i skusił się na coś w rodzaju pyz z bliżej nieokreślonym farszem. Smakowało a co ważniejsze, toaleta nie była w nocy potrzebna ;).
Nasza podróż po Indonezji nie miała wcześniejszego planu albo raczej, ten plan zmieniał się tak często że trudno mówić o planie. Pomysł aby zamiast podróżować po Javie w stronę Bali bo z Bali mieliśmy wracać, polecieć na Papuę Zachodnią a Później na Moluki pojawił się już w po wyjeździe z Zabrza. Bilety lotnicze kupiliśmy chyba w Omanie. To był pomysł Sebastiana i chwała mu za to. Kiedy w 2004 i 2005 roku podróżowałem po Indonezji przejechałem najważniejsze wyspy od Sumatry przez Bali aż do Timoru Wschodniego. Byłem tez na północy na Sulawezi ale Papua i Moluki to było coś nowego. Nie chcę Cie zanudzać pisaniem książki o tej wyprawie ale Papua Zachodnia a konkretnie region Raja Ampat to raj na Ziemi! Jest tak jak sobie wyobrażasz tą część świata. Wyspy i wysepki, rafa koralowa, piaszczyste białe plaże, morze w kolorach zieleni, błękitu, turkusu… Gorące dnie, pogodne wieczory… Spokój, relaks, ukojenie… Tam można się „oderwać”… Np. skupić na …gekonach – malutkich jaszczurkach – polujących na mrówki pałaszujące cukier rozsypany na stole gdy wcinasz lunch. Można się zadumać i zanurkować w głąb siebie , wpatrując się w świetliki skaczące po wodzie morza w którym odbija się księżyc w pełni. Można zasłuchać się w piosence śpiewanej przy akompaniamencie gitary na sąsiedniej wyspie…. Tu jest wiele sposobów aby się „oderwać”.
Niestety, mimo że czas zdaje się tu wolniej płynąć to jednak szybko mija 🙂 Ale plany mieliśmy nie gorsze na kolejne dni. Archipelag Moluków zapowiadał się co najmniej tak obiecująco jak Raja Ambat. Niestety, na zapowiedziach się skończyło. W Ambon do którego dolecieliśmy z Sorong, Sebastian zwichnął nogę w kostce tak że musieliśmy jechać do szpitala. Nie było już mowy o dalszym wałęsaniu się z plecakiem na plecach. Doszliśmy do wniosku że, trzeba lecieć na Bali, wypożyczyć skutery i zwiedzić Bali na kółkach bez plecaków na plecach.
Swoją drogą, cieka jestem co byś powiedziała gdybyś tu pojeździła na swoich dwóch kółkach. Mam na myśli to że, Sebastian po pierwszym dniu (a on jest przecież doświadczonym motocyklistą) stwierdził że, to nie jest jeżdżenie tylko walka o przeżycie :). Może ja tego tak dramatycznie nie odbieram bo już jeździłem na motorze czy skuterze w tej części świata ale pamiętam że, ten pierwszy raz rzeczywiście stresuje. Ruch na ulicach jest straszny. Trzeba mieć oczy dookoła głowy. Możesz się spodziewać że coś Ci wyskoczy prawej, z lewej , z przodu z tyłu i jeszcze pod prąd może ktoś jechać. Jest ciasno, szczególnie w miastach, więc nie jeździ się szybko. Wyobraź sobie że nawigacja google pokazuje w szycie ruchu 50 minut jako czas przejazdu 15 km! Niemniej, pojeździliśmy 🙂 Przejechaliśmy przeszło 400km w ciągu 4 dni. Najciekawiej wspominam plantację najdroższej na świecie kawy Luwak i wulkan Agung. Trochę przypadkiem, dojechaliśmy aż do strefy zagrożonej – ok 12 km do krateru (ten wulkan ma lada chwila wybuchnąć i dlatego ewakuowano 50-100 tys ludzi – różnie źródła podają) . Na szczęście, wulkan spał i dalej śpi :).
Jutro już zaczynamy wracać. Tym razem „szybko” 😉 W środę około 18 powinniśmy wylądować w Pyrzowicach. Jak zwykle, chciałbym zostać i wrócić. Takie rozdwojenie jaźni mam od zawsze ;).
Czy mi się podobało..? Bardzo. Moje ostanie wakacje – rok czy dwa.. trzy lata temu – były raczej pasmem stresów niż odpoczynkiem więc doceniam nie tylko okoliczności przyrody ale i towarzystwo Sebastiana. W 1988 roku mieliśmy świetną podróż do Turcji a później nasze życiowe losy inaczej się ułożyły i dopiero teraz , na „Abrahama”, pojechaliśmy gdzieś znowu razem. To była bezstresowa podróż i to już przede wszystkim zasługa towarzystwa. Myślę że, znowu gdzieś razem pojedziemy. Oczywiście, na motory też! Przyłączysz się? 😉
Do zobaczenia w Zabrzu.
Jacek Strojny